Dzień w pracy był tak męczący, że jedyne, na co mam ochotę to łóżko. Niestety powrót do domu dłużył się niemiłosiernie dodatkowo na drodze z pracy był jakiś wypadek i musiałam wybrać drogę przez park. Mimo że o tej porze roku park wyglądał przepięknie do tego w zachodzącym słońcu mieniącym się czerwienią. To przypomniało mi o spędzanych wieczorach z Carlosem jeszcze z przed ucieczki. Chciałam by te chwile taki krótkie i płoche wróciły. Bym mogła wierzyć w zapewnienia Carlosa, co do tego wszystkiego. To wszystko jest takie skomplikowane. Przez tyle czasu próbowałam go wyrzucić z swoich myśli, snów. Nie potrafiłam tak po prostu go zapomnieć. Kochałam go, ale obawiałam się tego, co może się stać, gdy On znów pojawi się w moim ( podobno) poukładanym życiu. Teraz pojawił się wraz z mętlikiem w mojej głowie. Ech i co ja mam zrobić? Zadzwonię do Rena, chyba? Zawsze był bezstronny, potrafił pomóc w sprzeczkach prowadzonych przez Carlosa i mnie, jaki i w czasie zebrań sekty. Pytanie czy to dobry pomysł? Wreszcie nie miałam z nim kontaktu przez te kilka lat. Ale był jej przyjacielem, więc czy miała prawo prosić go o pomoc? Gdyby tu był i słyszał to pewnie zdzieliłby mnie po głowie za takie głupie stwierdzenia. On zawsze powtarzał, że choćby umierał to i tak przybędzie by pomóc komuś z naszej paczki znajomych. Tak nam prawo zadzwonić, ale czy jestem na tyle odważna? Przez te rozmyślania nawet nie spostrzegłam a właśnie wchodziłam po schodach klatki schodowe swojego bloku. Znając drogę na pamięć nie musiałam się bać, że się zgubie czy pomylę drogi i nie trafie do domu. Nagi same niosły mnie od pracy do domu i na odwrót. A ponieważ często zdarzało się, że byłam tak zmęczona i nie kontaktowałam ze światem realnym. Dziś był jeden z tych dni. Przekręcając kluczyk w drzwiach za uwarzyłam sąsiada z rana tym razem wybierającego się na spacer z psem. Bokser szedł wpatrzony w swego właściciela, który szedł kilka kroków przed nim.
- Witaj Reira! Jak tam w pracy? -Ludzie mieszkający w tym budynku byli mili, ale lubili wiedzieć, jak komu minął dzień – jakaś paczka do Ciebie przyszła a ciebie nie było to odebrałem później ci ją podrzucę.
- Dobrze ja dziękuje czekałam na te paczkę, miłego spaceru, odwdzięczę się ciastem malinowym – uśmiechnęłam się do mężczyzny, który schodził powoli po schodach by za chwile zniknąć z mojego pola widzenia. Na ogół jestem czyściochem i leżące ciuchy na wierzchu mnie denerwują, ale byłam zbyt zmęczona by powiesić chodzby tę garsonkę na wieszak. Po prostu została przez mnie rzucona na szafkę a ja poczłapałam do sypialni gdzie ległam na łóżko. Z rzuciłam buty wraz ze skarpetkami( nie wiem, jakim cudem mi się to udało) i tak miałam zamiar zostać już do ranka.
Obudziłam się coś koło godzin 20oo zastanawiając się, kiedy usnęłam. Właściwie to obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałam i powlokłam się do nieszczęsnych drzwi by sprawdzić, kto mnie nawiedził o tej porze. Gdy tylko otworzyłam przed sobą ujrzałam Carlosa. Ubrany w czarną koszule z wyszytym na lewym boku złotą nicią smoka, dżinsy z dziurami na kolanach i nieodłączne glany. Wyglądał pięknie!! Teraz wiem, czemu nie potrafiłam go wyrzucić ze swojego serca.
- Wpuścisz mnie?
- Ech… tak wchodź – zamykając za nim drzwi spoglądałam jak ściąga buty i czeka na jakiś znak od mnie. Oderwałam się od wpatrywania i gestem ręki wskazałam by ruszył do salonu. Sama ruszyłam za nim jednak po drodze skręciłam do kuchni skąd zabrałam szklanki i dwa soki.
- Chcesz coś do picia?
- Tak, nadal pamiętasz, jaki lubię sok? – Tak wiem, że to dziwne, ale jakoś tak wyszło i zawsze mam sok, który on pija hektolitrami.
- Tak, trudno zapomnieć, gdy wypijałeś go zawsze będąc u mnie.
- Racja, za to ty zawsze opróżniałaś moje zapasy soku bananowego… - on tak pięknie się śmieje. Gdy jego śmiech przestał być słyszalny zapadła cisza i nie czułam się przez to komfortowo, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Cisza trwała jakieś pięć minut w czasie, kiedy i ja i on piliśmy nalany sok ze szklanek.
-Reira ja naprawdę chce byś wróciła ze mną do kraju. Zrobię wszystko byś…- przerwałam mu musiałam no..
- Carlos ja ułożyłam sobie życie na nowo tutaj i nie mam zamiaru wrócić tam nawet jeśli ty tego chcesz. Tu jest moje życie, mam prace, znajomych nic mnie nie ciągnie powrotem.
- No a ja, ja cię nie ciągnę, nie tęsknisz za mną? Powiedziałeś że mnie kochasz więc czemu nie chcesz ze mną wrócić? Wiesz że cię kocham nad życie.
- To nie tak ja po prostu nie chce tam wracać, tęskniłam za tobą ale nie wrócę tam to już nie jest moje życie ja należę do tego miejsca, koniec kropka.
Widziałam jak jego twarz się zmienia. Nagle poderwał się z fotela i znalazł się przy mnie tuląc mnie do siebie .
- A więc ja też tu zostaje. Nie opuszczę cię już nigdy – pchnął mnie delikatnie na kanapę na której siedziałam i pocałował mnie w usta przechodząc na szyje, robiąc mi tam malinkę.
- To… ech… wariat, tak bardzo cię kocham i nie potrafię przestać.
Ręce same trafiły na jego szyje i tam już pozostały bawiąc się przy długimi włosami z tyłu głowy. Brakowało mi go to pewne ale nie pozbyłam się wątpliwości co do tego jak to teraz będzie wyglądać.
- Mogę tu zostać? – pytanie wydało mi się nie na miejscu.
- Niech to będzie twoją odpowiedzią – pocałowałam go w usta i wyplątałam z objęć. Ruszyłam do kuchni by zrobić coś do jedzenia bo głód towarzyszył mi od chwili wstania ale dopiero teraz dał o sobie znać.
- Czyli tak… ej no gdzie ty mi uciekasz?
- Głodna jestem, zrobię kolacje a ty jak możesz to w szafie w sypialni jest koc przyniósł byś go, co?
Widziałam jak się uśmiecha i kieruje do sypialni. Sama zabrałam się z robie sałatki. Ponieważ wiedziałam co będę jeść na kolacje wcześniej, wyciągłam z lodówki warzywa i pierś z kurczaka, którą wcześniej pokroiłam i przyprawioną upiekłam. Z szafki nad sobą wyciągłam miskę na tyle dużą bym mogła swobodnie wymieszać wszystkie składniki. Przygotowany wcześniej sos lekko podgrzałam wraz z kawałkami kurczaka. Warzywa które wylądowały w misce przyprawiłam i czekałam aż sos zacznie bulgotać dając znać że jest gotowy. Poczułam na swojej tali oplatające mnie ręce i wtuliłam się w ciepłe ciało. Carlos zaglądał do miski przez moje ramie delikatnie całując moją szyje i skubiąc ucho.
- Ładnie pachnie, stęskniłem się z a tym, wiesz?
- Za czym się stęskniłeś bo nie rozumiem?- oczywiście że miałam jakieś domysły ale na ile one pokrywały się z prawdą tego nie wiedziałam. Przekręciłam głowę tak by spoglądać na niego i nie stracić z oczu patelni z sosem i piersią kurczaka.
- Za tobą i tym jak spędzaliśmy wolny czas między zajęciami. Jak cię tuliłem i jak ty ciągle mi uciekałaś gdy nie chciałem cię wypuścić z objęć. Po prostu tego wszystkiego co tyczy się ciebie, nas.
- Aha.. czasem zachowujesz się tak dziwnie , znaczy jak nie ty – dodałam widząc jego zdziwienie. Sos bulgotał więc przelałam go do miski i szczypcami zaczęłam mieszać składniki.
- Wiem za to przecież mnie kochasz…
- Taa.. powiedzmy że za to…
Potem jedliśmy kolacje i oglądaliśmy jakieś głupie filmy. Około 2330 zebraliśmy się i poszliśmy spać. Wtulona w niego usnęłam bardzo szybko. Śniło mi się że biegom po łące, potem obrazy się rozmyły i stałam w wielkiej Sali gdzie odbywały się zebrania bractwa. Widziałam jak na środku stoi Carlos a wkoło niego reszta członków. Stare słowa jakiejś modlitwy wypływały z ust Carlosa a reszta powtarzała za nim już po angielsku. Wpatrzeni w niego jak w obrazek. Nagle błyski i stałam przed nim a w ręku trzymałam niemowlę. Zaś on trzymał rytualny sztylet który był niebezpiecznie blisko szyi dziecka. Mój wzrok padł na twarz dziecka i z przerażenia krzyknęłam…
Zalana potem i krzykiem na ustach obudziłam się. Spojrzałam w bok i ujrzałam puste miejsce. Czyżby to co stało się wczoraj to moja wyobraźnia? Zegarek stojący na szafce nocnej pokazywał 519 rano. Wzrok powędrował znów po pokoju i spostrzegłam na krześle ubrania należące do bruneta. Czemu się obudziłam ? Tak już pamiętam, sen i twarz mojego syna. I Carlos z nożem w ręku. Czemu teraz zaczęły nawiedzać mnie takie sny ? Wcześniej też tak było. Znaczy przed tym jak zaczęłam wątpić czy podoba mi się takie życie. Wtedy śniły mi się rytuały przeprowadzane przez starszyznę. Takie gdzie składało się ofiary z żywych organizmów, gdzie każdy członek pił z jednego kielicha. Krew ofiar płynęła strumieniami a ja budziłam się zawsze gdy to je stawałam na miejscu ofiary a katem był Carlos z tym samym sztyletem w ręku co tym razem.
- Coś się stało słyszałem krzyk? – Carlos wychodziła z łazienki potrząc na mnie ze strachem w oczach.
- Nic to tylko zły sen.
- Krzyczałaś, co ci się śniło? Mi możesz powiedzieć.
Nie, nie mogłam mu powiedzieć. Bałam się. O co znów chodziło. Wiedziałam że nie da mi spokoju do póki mu nie powiem. Potrzebowałam coś szybko wymyślić.
- Ech to przez ten film co oglądaliśmy, był jak dla mnie za krwawy.
- Wiesz że ja cię nie dam skrzywdzić – chyba po tych słowach bałam się jeszcze bardziej ale wtuliłam się w Jego ramiona i próbowałam jeszcze usnąć by przespać te kilka godzin zanim będę musiała wstać i iść do pracy. A jednocześnie myśl że gdy zamknę oczy znów zobaczę obrazy ze snu mnie przerażały. Czułam składane przez Carlosa delikatne pocałunki na szyi, takie uspokajające.