niedziela, 29 listopada 2015

Próba Wierności...



 Proszę byście komentowali,jeśli ktoś w ogóle to czyta... Chce wiedzieć czy to co pisze wam się podoba, Yuki

Stali w ciszy spoglądając w swoje oczy.Jedne niebieskie, drugie brązowe. Te niebieskie spoglądały ze złością ale i pożądaniem. Zaś te brązowe z uległością i skruchą. Byli jak ogień i woda, jak ląd i morze, ziemie i powietrze. Żyli razem zawsze się kłócąc.Nie ważne o co. Gdy blondyn chciał owoce morza,brunet ryż z kurczakiem. Trwali mimo to przy sobie już od lat. Tak wiele par rozstawało się a oni mimo kłótni zawsze wracali do mieszkania razem, kładli się spać a rano wstawali zapominając o wczorajszym dniu.Jednak ta kłótnia była zupełnie inna.niż te wcześniejsze. Teraz powodem był romans bruneta.
Akoni, bo tak nazywał się blondyn, przyłapał swojego narzeczonego całującego się z jednym z ich wspólnych znajomych z klubu.  Wściekł się że prawie przed ślubem zdradził go i to jeszcze w ich domu.Zaś brunet  nawet nie wiedział co powiedzieć.Poprosił Marumę by pomógł mu sprawdzić czy na pewno jest w stanie posunąć się do zdrady.Gdy zaczęli się całować od razu poczuł ,że woli, że chce całować tylko Akomiego. Wiedział już wtedy  na pewno, że nie będzie potrafił go zdradzić. Tylko,że wtedy wszedł blondyn i nie pozwolił mu się wytłumaczyć. Trzask drzwi rozbrzmiewał mu aż do teraz. Maruma też próbował wytłumaczyć mu całą te sytuację.
Teraz stojąc przed narzeczonym, bał się że ten nie pozwoli mu tego wytłumaczyć.
-        No powiedz mi Kario czemu zastałem cię z nim? Czemu mnie zdradziłeś?
Spytał zapatrując się na usta które nie dawno całowały zupełnie kogoś innego. Dla niego tylko on miał prawo całować, dotykać i pieścić to ciało. Był człowiekiem zaborczym. Jeśli byli razem,  oznaczało to, że są tylko dla siebie i nic takiego nie powinno mieć miejsca.
-        Chciałem się upewnić ..To wszystko...Wiesz,że cię kocham i nic tego nie zmieni...To miało być zupełnie inaczej....
-        Co chciałeś sprawdzić? Jak całuje?! - wywarczał ale dał zabrać głos brunetowi.
-        Być pewnym, że nie potrafię cię zdradzić...Nie mogę przespać się  z kimś innym niż ty Akami....Ten pocałunek to udowodnił...Gdy go całowałem myślałem, że wole całować się z tobą... Proszę wybacz mi to...
Stał i czekał aż narzeczony mu wybaczy lub wywali ze swojego życia...
-        Nie rób tego już nigdy Kumaru...

                                            KONIEC!!!

wtorek, 21 lipca 2015

Pamiętnik Reiry 6 !!!

Te kilka dni minęło mi dość szybko ale co najlepsze tylko tamtego dnia śniło mi się coś tak strasznego. Nie roztrząsałam go, bo po co? Sobotni ranek spędziłam na opalaniu się w słońcu. Wiosna było już przy końcu i słońce coraz bardziej dawało o sobie znać. Ludzie którzy śpieszyli się do pracy mieli już dość. Ubrani w garnitury lub inne firmowe rzecz, teraz topili się. Słońce było już wysoko, dzień chylił się ku końcowi ale niestety słońce nie chciało widocznie jeszcze odpuścić i pomęczyć już i tak zmęczonych ludzi wracający z pracy do domów. Ja siedziałam na balkonie wtulona i całowana po szyi przez Carlosa. Samo zajęta byłam delektowaniem się lodów o smaku karmelu i wanilii polanych syropem klonowym. Brunet uwielbiał mnie całować po szyi a ja kochałam gdy to robił. To było bardzo czułe miejsce na mojej skurzę o czy doskonale wiedział Carlos i to bez skrępowania wykorzystywał. Sam lubił gdy bawiłam się jego przydługimi włosami z tyłu głowy. Było mi tak dobrze i miałam nadzieje że tak pozostanie. Niestety jutro mam ostatni dzień wolnego i od poniedziałku znów czeka mnie męczarnia w firmie. Ja miałam na tyle dobrze że w weekendy były wolne bo kancelaria w której pracowałam była nieczynna. Wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć jak i moje lody. Pucharek odstawiłam na stolik i przekręciłam się tak by teraz siedzieć przodem do Carlosa i całować go bawiąc się jego włosami. Jego oczy tak ciemne teraz lśniły jakimś dziwnym blaskiem którego nie potrafiłam odgadnąć. Moje oczy wpatrywały się w te należące do bruneta i na odwrót. Widziałam w nich jakąś dozę pożądania i to mnie bawiło a zarazem zarażało. Też go pragnęłam. Nie potrafiłam się nim nasycić tak jak i on mną widziałam to w jego palącym spojrzeniu. Świdrowaliśmy się tak nie robiąc nic. Tylko patrzyliśmy. Z miłością, pożądaniem i ja lekkim strachem o jutro. Bo to że teraz byłam szczęśliwa nie oznaczało że jutro, za tydzień, miesiąc będę. Tego nie wiedziałam i bałam się. Z Carlosem przy boku nigdy nie wiedziałam co mnie czeka. To była jedna wielka zagadka. Próbując ja odgadnąć tylko bardziej się zamartwiałam ale nie potrafiłam inaczej. Musiałam się na czymś skupić by nie oszaleć ze szczęścia. Człowiek zakochany i prze szczęśliwy nie myśli racjonalnie a nie mogła sobie na coś takiego pozwolić. Nawet gdy wszystko było w porządku wolałam zachować czujność. Mimo że już nic złego mi się nie śniło sen pamiętam bardzo wyraźnie jak na tak długi czas od tamtej nocy. Minął tydzień i nie wiem nadal jak mam odebrać ten sen. Ufam Carlosowi i wiem że nie zrobił by mi krzywdy a i taki mam wątpliwości. Jednak nie dotyczą one bruneta a bractwa do którego oboje należeliśmy. Tak, zadumo myślę ale już tak mam to trudne do przełamania. Nie chce by te ciepłe i silne ramiona mnie puszczały choćby na chwile. Wiedziałam od dziecka że myśląc o rzeczach złych najczęściej one następują tak na przekór naszym prośbą. Czarne myśli chyba nigdy mnie nie opuszczą.
- O czym tak myślisz co?
- O niczym i wszystkim, dużo jest rzeczy które mnie trapią a wiesz że mówiąc o wilku ten wychodzi z lasu.
- To nie tak brzmiało ale niech będzie rozumiem przekaz. Naprawdę twoi rodzice nie powinni cię uczyć by wierzyć w te brednie bo teraz tylko się denerwujesz. Wiesz że jestem przy tobie i nic złego się nie stanie.
Chciałabym by to było prawdą ale zbyt często moje przypuszczenia się sprawdzały. Ktoś mnie nie lubi tam na górze jestem pewna.
- Nie lubię uczyć się na pamięć ważne ,że znam sens a nie słowo w słowo formułkę – oburzona jak dziecko. Trochę samo krytyki. Wiem jak się zachowuje i muszę przyznać że czasem zastanawiam się czy nie jestem jeszcze dzieckiem. Gdyby teraz Luiza to słyszała powiedziała by że to dobrze bo nie jestem w sobie zadufana. Trochę jestem wiem to ale chyba każdy jest trochę bufonem.
- Tak, wiem. Ile razy nauczyciel ci stawiał jedynkę bo nie umiałaś mu wyrecytować formułki- zaśmiał się . Jak on może to przecież szczyt wszystkiego. Sama zaczęłam się śmiać lecz ze swoich myśli, bo dodając do tego przemądrzały głos byłabym jak kobiety z domów w renesansie albo i gorzej.
- Kocham cię tu głupku. Tylko tobie pozwalam się z siebie nabijać . Znaj moją łaskawość.
Wtedy to już śmialiśmy się tak głośno że miałam wrażenie jakby sąsiedzi z sąsiedniego budynku nas słyszeli.

Kamienica Strachu !!! 2

Zawsze traktowali się inaczej niż reszta ich znajomych. Gdy reszta bawiła się w grupie on oddalali się od nich i przebywali w swoim własnym świecie. Więc czemu tak ostro zareagował na słowa przyjaciela? 


Szpital był zapełniony ludźmi ale gdy pielęgniarki zobaczyły w jakim stanie jest Onega zabrały go na noszach na sale. Jemu pozostało czekać i podać informacje jakie wiedział na temat bruneta. Siedział i myślał czemu to musiało spotkać tak mu bliskiego. Onega był dla niego jak brat, zawsze troszczyli się o siebie nawzajem. Ich rodziny uważały to za słodkie gdy byli w dziećmi potem zaczęli to traktować to bardziej z rezerwą. Jego matka żartowała że zachowują się jak małżeństwo. Jeśli jeden na coś bardzo się nie zgadzał drugi tego nie robił. Wyjątkiem była ta ich kłótnia którą znajomi skwitowali „To musiało się kiedyś wydarzyć, nic nie trwa wiecznie” Ale oni się z tym nie zgadzali tego byli pewni. Wiele że czy jest wiecznych tylko potrzeba opiekowania się tym jest za duża dla niektórych ludzi i się poddają. Gdy przesiedział przed salą godzina i z sali wywieźli Onegę, który spał zdążył tylko się dowiedzieć a właściwie wybłagać że operacja się udała i chłopak nie straci nogi. Założono mu ponad sześćdziesiąt szwów. Lekarze wygonili go do domu...
Gdy się obudził czuł że już nie znajduje się w rozpadającej się kamienicy. Ściany pomieszczenia w którym się znajdował były białe i całe pomieszczenie śmierdziało szpitalem. Podniósł się lekko i spostrzegł że naprawdę znajduje się w szpitali a na fotelu przy łóżku śpi Kaiye w dość nie wygodnej pozycji. Głowa oparta na ramieniu i zsunięte rawie do połowy ciało na podłodze. Podniósł kołdrę i przyjrzał się gipsowi na nodze. Noga pobolewała ale widocznie nic groźnego się nie stało. Położył się znów na poduszce i zamknął oczy. Mimo że spał był zmęczony więc po chwili usnął. Gdy znów się zbudził za okna świeciło słońce wychodzące za chmur, widocznie padało lub przysnął na tyle by przespać wieczór wraz z nocą. Kaiye już nie siedział na nie wygodnym krześle obok a w nogach jego łóżka. Głowę miał ułożoną na rękach,spał. Czyli spał tu, pomyślał i podniósł się tak by nie zbudzić chłopaka. Nie rozumiał tylko dlaczego przyjaciel nadal tu jest mimo tego czego się o nim dowiedział.

Spanie na niewygodnym siedzeniu było straszne ale nie chciał iść do domu. Gdy nastał wieczór przeniósł się na łóżko Onegę. Nie pamięta kiedy usnął leczy wstając poczuł że ktoś bawi się jego włosami. Podniósł powieki i ujrzał przyjaciela ze strachem w oczach które teraz wpatrywały się w niego. Uśmiechnął się i pogłaskał jego policzek. Nie wiedział co to za uczucie ale gdy tylko zobaczył go całego i zdrowego serce zabiło szybciej. Przytulił go do siebie mocno a z oczu poleciały łzy.
- Nigdy więcej nie odchodź sam...Przepraszam.. Nie powinienem tak reagować ale mnie zaskoczyłeś.... szukałem cię tak długo i policja już się poddała a ja szukałem dalej... Nie wiem co bym zrobił jakbyś się nie odnalazł....

- Kaiye... Przepraszam...Ja ..Ja.. Nie wiem czemu to zrobiłem...

- To już nieważne … Tylko nie zostawiaj mnie...Kocham cię głupku ale musiałem to sobie uświadomić dopiero jak zaginąłeś... Ta masz kłótnia też mi w tym pomogła..



Przytulił go mocno całując w szyje i obaj płakali. Musieli się rozdzielić by zobaczyć jak bardzo się potrzebują by żyć i być szczęśliwym. To czego człowiek nie docenia przemija a gdy znika z zasięgu wzroku nagle uświadamiamy sobie że nie potrafimy myśleć racjonalnie bez tej osoby, która zawsze była blisko a my ją ignorowaliśmy. Bo to co mamy nie ma dla nas tak dużego znaczenia dopóki tego nie stracimy. Każdy potrzebuje swojej Kamienicy strachu...



Koniec...........


czwartek, 26 marca 2015

Karmazyn Zycia

Część 1
Drogi Gubernatorze,
Uprzedzam Pana, że w najbliższym czasie zjawię się u pana i skończymy to, co zaczęliśmy 50lat temu. Zginiesz i skończą się te twoje problemy z prawem i jego łamaniem przez mnie. Myślę, że to dobre rozwiązanie.
K.Y.O .




List wysłał już ponad godzinę temu i teraz siedział w fotelu. Pił brandy i spoglądał w ogień płonący w kominku. Na nim stało zdjęcie. Zacisnął pięści, a jego oczy błyszczały niebezpiecznie
Zemści się. Obiecał to sobie i małemu. Dotrzyma słowa. Jego kochany mały synek, teraz spokojnie śpiący w swoim pokoju. Był tak bardzo podobny do matki. Do jego najlepszej przyjaciółki, Katrin.
Pobrali się, bo rzadko nie chciało być zobowiązane do jakiś głębszych uczuć. Gdyby się pojawiły przeżyliby to jakoś. Gdy urodził się Tom cieszył się, bo chciał mieć dzieci. Mimo, że nie kochał jej jako żony, sypiali ze sobą. Aż do chwili gdy poczuł, że pociągają go mężczyźni. To był szok. Zawsze myślał,że lubi kobiety, ale okazała się, że tylko z Katrin posunął się tak daleko. Mimo swojego wieku znalazł sobie kogoś po śmierci żony ale przysiągł zemstę osobie winnej jej śmierci. To że nie był człowiekiem dawało mu przewagę. Mając 121 lat wyglądał na 28 lat. Czarne włosy i szare oczy odznaczały się na jasnej cerze. Ciemne spodnie i koszula nadawały mu mrocznego wyglądu. Zapatrzywszy się w ogień, nie spostrzegł, że ktoś stoi za nim. Dopiero ręka na ramieniu zwróciła jego uwagę. Patrzyły na niego bursztynowe oczy z pięknymi blond włosami. Odsunął jego włosy i pogłaskał po policzku. Zemści się, by już nikt mu bliski nie cierpiał tak samo jak ona.
-Nie myśl teraz o tym... powinieneś odpocząć... zajmiesz się tym jutro...
-Odpocznę … Gdy On zginie...
Zamknął oczy, a na ustach poczuł usta kochanka. Oddał pocałunek i obrócił się w fotelu , ciągnąc
go na swoje kolana.
-Jutro się nim zajmę...
Koniec 1 części.

środa, 19 listopada 2014

Kamienica strachu!!

Napisałam to dla przyjaciółki która o to prosiła . Pisane na spontanie .Od razu przepraszam że jeszcze nie ma dalszego ciągu Mrocznej Miłości i Pamiętników Reiry i nie wiem kiedy się pojawia ponieważ mam dużo nauki. Niedługo wystawienie ocen i mam dużo do nadrobienia więc postaram się coś tu wrzucić jak tylko będę mogła. Choć nie wiem czy ktoś tu zagląda. Pozdrawiam i miłego czytania Yuki



- czy ktoś widział Onege?  - to pytanie zadawali sobie od dwóch tygodni wszyscy studenci akademii sztuk  pięknych. gdzie podział się ten rozwydrzony głośny i pełen pasji chłopak ? tego nie wiedział nikt. zniknął gdy tylko skończyły się egzaminy na półrocze, To tak jak by czekał tylko by skończyć to i zniknąć. Choć to nie w jego stylu. Zawsze spędzał każdą wolną chwile w murach uczelni. Nawet gdy była piękna pogoda on znikał w salach i malował szkicował. Więc wszyscy zadawali sobie pytanie gdzie
się podziewa teraz. Teraz gdy zaczynają się wystawy ich dzieł i ocena ich ? Co stało się z tym chłopakiem Tego lata. Gdy wyjechał do Ojca za granice ? Czy to aż tak go zmieniło?


- Onega?... Onega? - wołanie było słychać w całej kamienicy. Opuszczona i zapomniana przez wszystkich. Zaniedbana. więc czemu było słychać tupot butów i głos krzyczący imię chłopca? Chłopak o szaro-niebieskich oczach i czarnych włosach się gających do łopatek związanych na karku, szykał i krzyczał z rozpaczy.
- Onega? Do cholery...proszę ....- upadł na kolana. Na brudną podłogę gdzie walało się szkło i pety od fajek. Zakrył rękoma twarz a z oczu poleciały łzy. Nie  widział go od 2 miesięcy... nie pojawiał się na zajęciach w pracy .Nie przychodził do  niego by upić się. Gdzie jest ten grający mu na nerwach chłopak  o pięknych zielonych oczach, ciemnych krótkich włosach, opalonej i miękkiej skórze....

...tak bardzo chciał być teraz przy Kaiye ale siedział tu i nie potrafił się ruszyć... Nie jadł nic od kilkunastu dni. Odkąd został tu zaproszony przez te dziewczynę... Jak jej było tego już nie pamiętał...Po kłótni z Kaiye , chciał pomyśleć a gdy spotkał Ją na placu przed budynkiem szpitala i zaproponowała mu spacer. Zgodził się . Wypili trochę będąc już w ruinach bloku. A teraz tego żałował. Opuścił uczelnie a przecież zaczynały się wystawy dzieł. No i tak strasznie chciał usłyszeć
narzekania Kaiye na jego późne wstawanie i na to jak wygląda jego mieszkanie. Chce słyszeć jego uwagi za każdym razem gdy znów wyjdzie słońce a on będzie siedział w budynku zamiast korzystać z pogody.I narzekań na jego opaleniznę której On nie może zdobyć mimo usilnych starań....Usłyszał wołanie ale nie potrafił się zmusić do wydania choćby jednego dźwięku....Noga go bolała niemiłosiernie i dziwne że jeszcze nie wdało się zakażenie w ranę. Nogę miał rozszarpaną od kolana aż do kostki.
Dziewczyna zanim go zostawiła pozbyła się szkła i oczyściła ranę . Obandażowała ale  w warunkach takich w jakich przebywał to było naprawdę wielkie szczęście że nie wdało się zakażenie. Ręce przykute łańcuchami do podłogi nie pozwalały mu odejść dalej niż na 20 metrów ale on i tak z powodu nogi nie mógł się zbytnio poruszać. Telefon padł już dawno a po za tym tu nie było zasięgi...Zmów usłyszał krzyk ale teraz jakby był głośniejszy i ...I ktoś krzyczał jego imię....

... siedział i próbował zmusić się do wydania choć by dźwięku . poruszył rękoma tak by łańcuchy zabrzęczały i dały znać tej osobie że tu jest. Tak bardzo chciał przeprosić przyjaciela za te kłótnie. Mógł przecież nic nie mówić w teraz upajałby się ciepłem na kanapie w domu Kaiye   oglądając jakiś głupi film i sprzeczając się kto gra lepiej czyją role.
- Onega!!!!! ...
To było jak zapalone światełko nadziei....to On ...To Kaiye... Był tu i go uratuje ...Prawda?  A może przyszedł by zobaczyć jak teraz wygląda i szydzić że tacy jak on powinni tak skończyć... Nadzieja i strach mieszały się tworząc mętlik, ale gdy zobaczył go w wejściu do pokoju w którym został przykuty ...był szczęśliwy . Bo nawet jeśli to ostatni raz gdy się widzą to  on to zapamięta...
- Znalazłem cię ...- wydyszał i podszedł do niego klęcząc przy jego rękach skutych łańcuchami. Spojrzał na niego i nie wiedział czy to co widzi to prawda czy zły koszmar. Jego Onega, jego kochany przyjaciel , wyglądał jak wrak człowieka którego znał. Czemu policja nie znalazła go wcześniej a on szukając go bez skutku znalazł go w taki  stanie na granicy śmierci...

- Kaiye? co ty...? - głos mu się załamał choć i tak był ledwie słyszalny. Jego gardło yło zdarte od krzyków i suche z braku wody ok kilkunastu godzin.Pił gdy woda deszczowa mu na to pozwalała tworząc kałurze.Ale te zawierały błoto i chemikalia z pobliskich fabryk zamkniętych już tak dawno.
- Boże... - próbował go uwolnić z kajdan. Wstał i szukał czegoś czym mógłby otworzyć zamek.W jego zasięg wpadły jakieś wielkie zardzewiałe nożyce.Musiały mu wystarczy bo w pobliżu leżały tylko potłuczone szkło i papiery...Zaczął próbować pozbyć się kajdan wiążących jego przyjaciela w tym okropnym miejscu...
 

Obserwował jak chłopak próbował go uwolnić .Po 0n minutowej walce z kajdanami udało mu się uwolnić jego nadgarstki i ten poleciał do przodu w prost w ramiona przyjaciela. Przytulił go u głaskał po plecach czując kości przebijające się przez skórę .Pytania same  nasunęły się gdy tylko zobaczył go w tym stanie.Czemu tu jest? Czemu nie dał znaku życia ?I dlaczego się tu znalazł? To pytanie dręczyło go najbardziej... Wstał podtrzymując Onege... i ruszył  w stronę wyjścia ze starej nie żyjącej już od dawna kamienicy... Musiał zanieść go do szpitala i to jak najszybciej...

Wyjście z budynku nie należał od łatwych nawet będąc w pełni zdrowym a co dopiero w stanie w jakim znajdował się Onege. Ale po 15 minutach... zeszli na parter a po następnych 15 byli poza terenem należącym do budynku.Kaiye skierował się w stronę zaparkowanego niedaleko auta. Dziękował teraz niebiosom że zdał prawo jazdy w zeszłym roku i kupił sobie auto.Samo otwarcie auta i dotarcie do niego nie było aż tak trudne jak wsadzenie Onege do auta by bardziej nie uszkodzić nogi. Po kilkunastu
minutach ten siedział z tyłu przypięty pasami a Kaiye za kierownicą prowadząc auto. W czasie drogi do szpitala żaden się nie odezwał do drugiego.Onege zastanawiał się czy przyjaciel nadal ma mu za złe słowa który wypowiedział wtedy.Również Kaiyego męczył to samo pytanie. Może nie powinien reagować aż tak wrogo? Przecież to jego najlepszy kumpel . Znają się od dzieciństwa. Mieszkali od zawsze w tym samym bloku w tej samej klatce na przeciwko ciebie...


wtorek, 30 września 2014

Pamiętnik Reiry 5!!!

Dzień w pracy był tak męczący, że jedyne, na co mam ochotę to łóżko. Niestety powrót do domu dłużył się niemiłosiernie dodatkowo na drodze z pracy był jakiś wypadek i musiałam wybrać drogę przez park. Mimo że o tej porze roku park wyglądał przepięknie do tego w zachodzącym słońcu mieniącym się czerwienią. To przypomniało mi o spędzanych wieczorach z Carlosem jeszcze z przed ucieczki. Chciałam by te chwile taki krótkie i płoche wróciły. Bym mogła wierzyć w zapewnienia Carlosa, co do tego wszystkiego. To wszystko jest takie skomplikowane. Przez tyle czasu próbowałam go wyrzucić z swoich myśli, snów. Nie potrafiłam tak po prostu go zapomnieć. Kochałam go, ale obawiałam się tego, co może się stać, gdy On znów pojawi się w moim ( podobno) poukładanym życiu. Teraz pojawił się wraz z mętlikiem w mojej głowie. Ech i co ja mam zrobić? Zadzwonię do Rena, chyba? Zawsze był bezstronny, potrafił pomóc w sprzeczkach prowadzonych przez Carlosa i mnie, jaki i w czasie zebrań sekty. Pytanie czy to dobry pomysł? Wreszcie nie miałam z nim kontaktu przez te kilka lat. Ale był jej przyjacielem, więc czy miała prawo prosić go o pomoc? Gdyby  tu był i słyszał to pewnie zdzieliłby mnie po głowie za takie głupie stwierdzenia. On zawsze powtarzał, że choćby umierał to i tak przybędzie by pomóc komuś z naszej paczki znajomych. Tak nam prawo zadzwonić, ale czy jestem na tyle odważna? Przez te rozmyślania nawet nie spostrzegłam a właśnie wchodziłam po schodach klatki schodowe swojego bloku. Znając drogę na pamięć nie musiałam się bać, że się zgubie czy pomylę drogi i nie trafie do domu. Nagi same niosły mnie od pracy do domu i na odwrót. A ponieważ często zdarzało się, że byłam tak zmęczona i nie kontaktowałam ze światem realnym. Dziś był jeden z tych dni. Przekręcając kluczyk w drzwiach za uwarzyłam sąsiada z rana tym razem wybierającego się na spacer z psem. Bokser szedł wpatrzony w swego właściciela, który szedł kilka kroków przed nim.
- Witaj Reira! Jak tam w pracy? -Ludzie mieszkający w tym budynku byli mili, ale lubili wiedzieć, jak komu minął dzień – jakaś paczka do Ciebie przyszła a ciebie nie było to odebrałem później ci ją podrzucę.
- Dobrze ja dziękuje czekałam na te paczkę, miłego spaceru, odwdzięczę się ciastem malinowym – uśmiechnęłam się do mężczyzny, który schodził powoli po schodach by za chwile zniknąć z mojego pola widzenia. Na ogół jestem czyściochem i leżące ciuchy na wierzchu mnie denerwują, ale byłam zbyt zmęczona by powiesić chodzby tę garsonkę na wieszak. Po prostu została przez mnie rzucona na szafkę a ja poczłapałam do sypialni gdzie ległam na łóżko. Z rzuciłam buty wraz ze skarpetkami( nie wiem, jakim cudem mi się to udało) i tak miałam zamiar zostać już do ranka.
Obudziłam się coś koło godzin 20oo zastanawiając się, kiedy usnęłam.  Właściwie to obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałam i powlokłam się do nieszczęsnych drzwi by sprawdzić, kto mnie nawiedził o tej porze. Gdy tylko otworzyłam przed sobą ujrzałam Carlosa. Ubrany w czarną koszule z wyszytym na lewym boku złotą nicią smoka, dżinsy z dziurami na kolanach i nieodłączne glany. Wyglądał pięknie!! Teraz wiem, czemu nie potrafiłam go wyrzucić ze swojego serca.
- Wpuścisz mnie?
- Ech… tak wchodź – zamykając za nim drzwi spoglądałam jak ściąga buty i czeka na jakiś znak od mnie. Oderwałam się od wpatrywania i gestem ręki wskazałam by ruszył do salonu. Sama ruszyłam za nim jednak po drodze skręciłam do kuchni skąd zabrałam szklanki i dwa soki.
- Chcesz coś do picia?
- Tak, nadal pamiętasz, jaki lubię sok? – Tak wiem, że to dziwne, ale jakoś tak wyszło i zawsze mam sok, który on pija hektolitrami.
- Tak, trudno zapomnieć, gdy wypijałeś go zawsze będąc u mnie.
- Racja, za to ty zawsze opróżniałaś moje zapasy soku bananowego… - on tak pięknie się śmieje. Gdy jego śmiech przestał być słyszalny zapadła cisza i nie czułam się przez to komfortowo, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Cisza trwała jakieś pięć minut w czasie, kiedy i ja i on piliśmy nalany sok ze szklanek.
-Reira ja naprawdę chce byś wróciła ze mną do kraju. Zrobię wszystko byś…- przerwałam mu musiałam no..
- Carlos ja ułożyłam sobie życie na nowo tutaj i nie mam zamiaru wrócić tam nawet jeśli ty tego chcesz. Tu jest moje życie, mam prace, znajomych nic mnie nie ciągnie powrotem.
- No a ja, ja cię nie ciągnę, nie tęsknisz za mną? Powiedziałeś że mnie kochasz więc czemu nie chcesz ze mną wrócić? Wiesz że cię kocham nad życie.
- To nie tak ja po prostu nie chce tam wracać, tęskniłam za tobą ale nie wrócę tam to już nie jest moje życie ja należę do tego miejsca, koniec kropka.
Widziałam jak jego twarz się zmienia. Nagle poderwał się z fotela i znalazł się przy mnie tuląc mnie do siebie .
- A więc ja też tu zostaje. Nie opuszczę cię już nigdy – pchnął mnie delikatnie na kanapę na której siedziałam i pocałował mnie w usta przechodząc na szyje, robiąc mi tam malinkę.
- To… ech… wariat, tak bardzo cię kocham i nie potrafię przestać.
Ręce same trafiły na jego szyje i tam już pozostały bawiąc się przy długimi włosami z tyłu głowy. Brakowało mi go to pewne ale nie pozbyłam się wątpliwości co do tego jak to teraz będzie wyglądać.
- Mogę tu zostać? – pytanie wydało mi się nie na miejscu.
- Niech to będzie twoją odpowiedzią – pocałowałam go w usta i wyplątałam z objęć. Ruszyłam do kuchni by zrobić coś do jedzenia bo głód towarzyszył mi od chwili wstania ale dopiero teraz dał o sobie znać.
- Czyli tak… ej no gdzie ty mi uciekasz?
- Głodna jestem, zrobię kolacje a ty jak możesz to w szafie w sypialni jest koc przyniósł byś go, co?
Widziałam jak się uśmiecha i kieruje do sypialni. Sama zabrałam się z robie  sałatki. Ponieważ wiedziałam co będę jeść na kolacje wcześniej, wyciągłam z lodówki warzywa i pierś z kurczaka, którą wcześniej pokroiłam i przyprawioną upiekłam. Z szafki nad sobą wyciągłam miskę na tyle dużą bym mogła swobodnie wymieszać wszystkie składniki. Przygotowany wcześniej sos lekko podgrzałam wraz z kawałkami kurczaka. Warzywa które wylądowały w misce przyprawiłam i czekałam aż sos zacznie bulgotać dając znać że jest gotowy. Poczułam na swojej tali oplatające mnie ręce i wtuliłam się w ciepłe ciało. Carlos zaglądał do miski przez moje ramie delikatnie całując moją szyje i skubiąc ucho.
- Ładnie pachnie, stęskniłem się z a tym, wiesz?
- Za czym się stęskniłeś bo nie rozumiem?- oczywiście że miałam jakieś domysły ale na ile one pokrywały  się z prawdą tego nie wiedziałam. Przekręciłam głowę tak by spoglądać na niego i nie stracić z oczu patelni z sosem i piersią kurczaka.
- Za tobą i tym jak spędzaliśmy wolny czas między zajęciami. Jak cię tuliłem i jak ty ciągle mi uciekałaś gdy nie chciałem cię wypuścić z objęć. Po prostu tego  wszystkiego co tyczy się ciebie, nas.
- Aha.. czasem zachowujesz się tak dziwnie , znaczy jak nie ty – dodałam widząc jego zdziwienie. Sos bulgotał więc przelałam go do miski i szczypcami zaczęłam mieszać składniki.
-  Wiem za to przecież mnie kochasz…
- Taa.. powiedzmy że za to…
Potem jedliśmy kolacje i oglądaliśmy jakieś głupie filmy. Około 2330 zebraliśmy się i poszliśmy spać. Wtulona w niego usnęłam bardzo szybko. Śniło mi się że biegom po łące, potem obrazy się rozmyły i stałam w wielkiej Sali gdzie odbywały się zebrania bractwa. Widziałam jak na środku stoi Carlos a wkoło niego reszta członków. Stare słowa jakiejś modlitwy wypływały z ust Carlosa a reszta powtarzała za nim już po angielsku. Wpatrzeni w niego jak w obrazek. Nagle błyski i stałam przed nim a w ręku trzymałam niemowlę. Zaś on trzymał rytualny sztylet który był niebezpiecznie blisko szyi dziecka. Mój wzrok padł na twarz dziecka i z przerażenia krzyknęłam…
Zalana potem i krzykiem na ustach obudziłam się. Spojrzałam w bok i ujrzałam puste miejsce. Czyżby to co stało się wczoraj to moja wyobraźnia? Zegarek stojący na szafce nocnej pokazywał 519 rano. Wzrok powędrował znów po pokoju i spostrzegłam na krześle ubrania należące do bruneta. Czemu się obudziłam ? Tak już pamiętam, sen i twarz mojego syna. I Carlos z nożem w ręku. Czemu teraz zaczęły nawiedzać mnie takie sny ? Wcześniej też tak było. Znaczy przed tym jak zaczęłam wątpić czy podoba mi się takie życie. Wtedy śniły mi się rytuały przeprowadzane przez starszyznę. Takie gdzie składało się ofiary z żywych organizmów, gdzie każdy członek pił z jednego kielicha. Krew ofiar płynęła strumieniami a ja budziłam się zawsze gdy to je stawałam na miejscu ofiary a katem był Carlos z tym samym sztyletem w ręku co tym razem.
- Coś się stało słyszałem krzyk? – Carlos wychodziła z łazienki potrząc na mnie ze strachem w oczach.
- Nic to tylko zły sen.
- Krzyczałaś, co ci się śniło? Mi możesz powiedzieć.
Nie, nie mogłam mu powiedzieć. Bałam się. O co znów chodziło. Wiedziałam że nie da mi spokoju do póki mu nie powiem. Potrzebowałam coś szybko wymyślić.
- Ech to przez ten film co oglądaliśmy, był jak dla mnie za krwawy.
- Wiesz że ja cię nie dam skrzywdzić – chyba po tych słowach bałam się jeszcze bardziej ale wtuliłam się w Jego ramiona i próbowałam jeszcze usnąć by przespać te kilka godzin zanim będę musiała wstać i iść do pracy.  A jednocześnie myśl że gdy zamknę oczy znów zobaczę obrazy ze snu mnie przerażały.  Czułam składane przez Carlosa delikatne pocałunki na szyi, takie uspokajające.

Pamiętnik Reiry 4 !!!

Jadę pociągiem już od dobrych dwóch godzin! Nie przeszkadza mi to. Właściwie to mam nadzieje, że jeszcze trochę to potrwa. Minęło dwa i pół roku odkąd wyjechałam z Madrytu, zerwałam kontakt z Carlosem, oddałam dwiedzam go, co pół roku. Traktuje mnie jak ciocię. Chwilami żałuje, że oddałam swoje dziecko. Żałuje, że wyjechałam z Madrytu, zostawiłam osobę, którą kocham. Ale potem to mija a ja boje się wysiąść z pociągu, spotkać z własnym synem. Nie wiem ile jeszcze jechałam. Po prostu nagle zauważyłam, że pociąg zatrzymał się a ludzie wychodzą i wchodzą do środka. Wysiadłam i ruszyłam w stronę domków jednorodzinnych na obrzeżach miasta. Po 15 minutach dotarłam do celu. Mały, kremowy domek z ogródkiem. Biały płotek oddziela posiadłość od chodnika. Ścieżka prowadząca na ganek usypana była czarno-białymi kamyczkami. Przeszłam przez brankę, która otworzyła się pod naporem pchnięcia. Stojąc na ganku ostatni raz zaczerpnęłam powietrza, aby uspokoić się. Zapukałam i czekałam aż ktoś otworzy drzwi. Po chwili już stałam w kuchni przed Paulem w fartuszku i krótkich, bo do kolan spodniach. Przy blacie na specjalnym siedzeniu siedział Kaspian jedząc coś, co przypominało papkę.
- Napijesz się czegoś?
- Kawy, gdzie Ola? – Spytałam, gdy tylko usiadłam na krześle.
- Poszła na zakupy, znalazłaś sobie już kogoś.
- Nie i nie wiem czy chce kogoś znaleźć.
Po jakichś trzydziestu minutach przyszła Ola, pogadałyśmy, pobawiłam się z Kaspianem a potem pożegnałem się z Olą i Paulem i ruszyłam w stronę stacji kolejowej.  Szłam tak wolno jak się dało. Było ciepło jak na tę porę roku. Słońce świeciło i wiele osób wychodziło z domów by złapać trochę tego ciepła. Ja sama nie potrzebowałam tego ciepła. Jedyne, czego chciałam w tamtej chwili to poczuć jego oddech na swoim karku, ręce błądzące po ciele, zapach ostrych perfum, jego całego. Kochałam go tak bardzo a mino to nie mogłam zmusić się do powrotu do Madrytu. Zastanawiałam się czy znalazł sobie kogoś. Czy zapomniał o nas? Cierpię, bo kocham Carlosa. Czemu tak musi być? Co takiego zrobiłam, że musze cierpieć? Jestem po prostu walniętą masochistką i tyle. Bo jak to inaczej wytłumaczyć. Wsiadając do pociągu myślałam jak ja to wytrzymam? Powinnam skończyć ze sobą, ale nie chcę by mój syn wychowywał się bez matki. Ja, ja tak bardzo żałuje wszystkich swoich decyzji. Pociąg ruszył a ja otuliłam się cieplej szalem i wsłuchiwałam się w słowa piosenki lecącej w mojej Mp3. Nagle poczułam wibracje, sięgnęłam do kieszeni. Dostałam wiadomość. Odblokowałam telefon i mnie zamurowało telefon wypadł z ręki a ciało przeszedł zimny dreszcz. Szybko podniosłam aparat z podłogi poczym otworzyłam wiadomość. Bałam się zacząć ją czytać. Czemu teraz sobie o mnie przypomniał? Tak wiadomość była od Carlosa. Zaczęłam czytać. „Myślałaś, że cię nie znajdę. Nie zapomniałem on tobie. Wrócisz ze mną do Madrytu! Już mi nie uciekniesz. Jesteś taka zamyślona, o czym myślisz? To szalik, który dostałaś od mnie, prawda? Wiem, jesteś przerażona. Kocham cię Carlos.” On mnie obserwuje!? Zaczęłam rozglądać się po wagonie. Nagle w kącie spostrzegłam Jego siedział tak normalnie i wpatrywał się we mnie tymi pięknymi, ciemnymi oczami. Rozpięta skurzana kurtka, szalik zaplątany na szyi, glany i ten uśmiech. I jak go nie kochać? Włosy miał w nieładzie, mimo że na pewno próbował je ułożyć na żel. Naglę wstał i ruszył w moją stronę. Czas się zatrzymał a moje serce waliło tak mocno, że myślałam o tym czy czasem nie wyrwie się z klatki piersiowej. Oddech stał się płytszy i urwany. I co ja mam zrobić do cholery?
- Hej, mogę się przysiąść, – w co on gra do cholery. Jednak skinęłam głowom za znak, że tak.
-Nic się nie zmieniłaś… jak tam nasz synek… - zatkało mnie.
-, CO? Skąd… ty wiesz o dziecku?
- Czy ty myślisz, że ja jestem ślepy i głupi? – Nie wcale tak nie uważałam raczej mam ochotę się na ciebie rzucić, pomyślałam
-Nie nie uważam, ale jak?
- To proste, zachowywałaś się dziwnie i te twoje wymioty, zachcianki i przede wszystkim humorki - Zachichotał, co było dość dziwne?
-Czego do mnie chcesz … nie wrócę z tobą do Madrytu. Zapomnij.
-Wrócisz zobaczysz…
Po tym odszedł zostawiając mnie z niepokojem, który wybuchł teraz tak nagle. Wcześniej nie odczuwałam strachu a może po porostu go ignorowałam.
Będąc w domu zaczęłam płakać nawet nie wiem, czemu.  Musiałam się wypłakać, wyrzucić wszystkie skrywane do tej pory emocje kłębiące się gdzieś na dnie mojej świadomości. Prysznic, herbata i poduszka, w którą wypłakałam już setki łez.
Rankiem, gdy się obudziłam czułam się chyba jeszcze gorzej. Choć nie mam pojęcia, czemu. Myśl, że Carlos jest w mieście mnie przeraża i wzbudza coś na kształt szczęścia. Pewna część mnie chciałaby Go teraz przytulić, powiedzieć jak bardzo go kocham zaś druga strona podpowiada mi bym się stąd wynosiła jak najszybciej. Kogo słuchać w takiej chwile? Po porannej i strasznie długiej, toalecie zjadłam delikatne śniadanie, bo czułam, że jeśli zjem coś innego zwrócę. Do pracy miałam może z piętnaście minut pieszo. Ponieważ zegar wiszący w kuchni wskazywał 730 powoli zaczęłam zbierać się do pracy na ósmą. Szefa mam miłego, ale wymagającego, nie przepada jak jego pracownicy się spóźniają. Zabieram torbę i dżinsową garsonkę. Wychodząc z mieszkania sprawdziłam czy wszystko zostało wyłączone. Będąc pewna ruszyłam klatką schodową w duł mijając po drodze sąsiada, który wracał z spaceru z swoim bokserem, Ertem.  Zbiegłam po schodach wypadając na świeże, letnie powietrze.
- Witaj ty moje słoneczko – słysząc i czując Carlosa za sobą obejmującego mnie w pasie, głowę trzymając na moim ramieniu i szepcąc mi do ucha, przeszedł mnie dreszcz. Pytanie czy był miły? Był. Tęskniłam za Jego ramionami, w których zawsze mogłam się schronić.
-, Co ty tu robisz?- Ech mniejsza o to po prostu mnie nie puszczaj już nigdy, szepcze mi moje drugie Ja. Głupia jesteś przecież to się nie uda.
- Przyjechałem by Cię zobaczyć, stęskniłem się za Tobą, wiesz?
- Carlos, o czym ty gadasz? Lepiej wracaj tam skąd przejechałeś a nie mnie nękasz.
-To ja tu przyleciałem dla Ciebie a ty tak mnie traktujesz? Reira wiesz, że Cię kocham najbardziej na świecie. Zrobiłbym wszystko byś była szczęśliwa.
Tak bardzo chce w to wierzyć. Nadzieja została zasiana i teraz trudno mi będzie ją ugasić zanim zapłonie wielkim płonieniem.
-Odejdź z Sekty! Wtedy możemy porozmawiać.- Wyplątałam się z jego uścisku i ruszyłam w stronę swojego miejsca pracy. Czułam, że idzie za mną a po chwili usłyszałam słowa skierowane wprost do mnie:
-Ale ja już to zrobiłem, sprzedałem mieszkanie i przyjechałem tu by cię znaleźć, z bractwem już dawno się nie spotykam. Pałeczkę oddałem Rafiemu.
Tego się nie spodziewałam. Naprawdę to zrobił! Stanęłam w miejscu i chwile się zastanawiałam. Czy kiedykolwiek dał mi powód by mu nie ufać no oprócz rzeczy związanych z sektą? Nigdy nic przed mną nie ukrywał. Powiedział, że mnie kocha to powinno mi wystarczyć, ale czy na pewno? Odwróciłam się na pięcie. Stał za mną i wpatrywał się we mnie. Stanełam na palcach i złożyłam na Jego, tak upragnionych i stęsknionych, ustach krótki pocałunek, po czym biegiem popędziłam do firmy krzycząc jeszcze tylko:
-Też Cię kocham, zobaczymy się później, zaraz się spóźnię do pracy.